Chciałem poruszyć kwestie startu.
Bo mało kto umi.
Nawet zawodnicy 🙂

O ile w większości przypadków brak tej umiejętności prowadzi co najwyżej do zapocenia sobie stringów z powodu wielokrotnego powtarzania, to są sytuacje gdzie grozi to rozwaleniem w drebiezgi kasku wraz z zawartością, więc pozwolę sobie na parę uwag.

1. Przed startem siąść na d… i starannie pooglądać co się dzieje, oraz zaplanować dokładnie co się chce zrobić. Jeśli jest zając, to tym lepiej.

Popatrzeć co się z misiem dzieje i to tez uwzględnić.
Najważniejsze, to ocena, czy długie kwitniecie w stanie wpiętym do glajta czymś grozi czy nie.
Jeśli wieje ponad 3 m/s lub przechodzą szkwały termiczne, to generalnie wieje grobem. To znaczy jeśli wepniemy się w glaja i będziemy tak kwitnąć, to na pewno skończy się to kłopotami, kwestia za ile minut to się stanie.
Guzdranie się na starcie jest WYŁĄCZNIE objawem stresu i podświadomym odwlekaniem momentu startu. Paradoksalnie narażamy się wtedy dużo bardziej, bo w powietrzu jest bezpieczniej. Glajta przygotowujemy gdzieś z boku, zbieramy w różyczkę. Całą elektronikę mamy odpalona, wario wyzerowane, GPS nakarmiony, kabelki podpięte, łączność sprawdzona. Kto robi to na startowisku, ten jest wiśnia. Czekanie jest usprawiedliwione tylko wyczekiwaniem na dogodny układ wiatru, wiec stoimy gotowi jak młody komsomolec do czynu społecznego. Sterówki i taśmy A w garści. Wzrok skierowany na przedpole.

2. Oceniamy stan startowiska. Jeśli są na nim kamienie, korzenie i inne rzeczy o które możemy zaczepić linkami, to stosujemy skrócona technikę startu (powolutku podnosimy skrzydło nad głowę, bez żadnego szarpania i korygujemy to co się urodziło bez kładzenia skrzydła na ziemie). Typowy błąd w tym przypadku to wielokrotne stawianie „plotka” co kończy się zaczepieniem linki i skutkuje jej urwaniem, bądź postawieniem tylko jednej połówki skrzydła.
Poprawianie tego plotka nie ma w tym przypadku żadnego sensu. Może być tylko gorzej.
Znaczy możemy być pewni że będzie, pytanie tylko ile razy uda sie go postawić nie zaczepiając o nic linkami.

3. Startujemy zgodnie z planem.
I tu zaczynają się schody. Wiekszość tak bardzo chce znaleźć się szybko w powietrzu, że robi wszystko na raz i najczęściej wychodzi im taniec z szablami. Skrzydło wstaje jakoś bokiem, wiec kontrują za silno, za to za późno i najczęściej w biegu, na dodatek jeszcze w tym czasie się obracając, jeśli odpalali alpejka.
To nie tak, panowie, nie tak.
To trza zrobić dokładnie i z namaszczeniem.
Wmówić sobie, ze naszym celem wcale nie jest lecieć, tylko idealnie podnieść glajta. Niech se stoi jak po wiagrze. Jak już tak sobie stoi, zamiast się spieszyć odmawiamy zdrowaśkę, żadnego pospiechu, Rzut oka czy jest klar w linkach. Potem możemy się odwrócić. Tylko spokojnie, przecież glajt jest pod kontrolą, wiec po kiego się spieszyć.
Udało się?
To fajnie, stoimy dalej i zamiast następnej zdrowaśki patrzymy co się dzieje na przedpolu. Ci w powietrzu maja przecież pierwszeństwo. Wypadałoby też rzucić okiem, czy jakiś komin się do nas nie zbliża.
Wszystko OK? No tu siup!
Odlatujemy od stoku, i dopiero później poprawiamy sie w uprzezy.
Jeśli nie da rady stać z glajtem nad głowa, to znaczy ze wieje za słabo na alpejkę, wiec przechodzimy do następnego punktu, czyli start klasykiem
Najważniejsze w tym rodzaju startu, to „ważenie” taśm rekami. Jeśli jedna taśma wstaje choć minimalnie bardziej, to natychmiast podłazimy pod tą, która jest ciut niżej i ja podnosimy do poziomu tej pierwszej silom i godnosciom osobistom.
Różnica rzędu 3-4 cm powoduje ze będziemy mieli jazdę bez trzymanki. A te 3-4 cm to cholernie mało, Wiekszość zaczyna się orientować że coś idzie nie tak, kiedy różnica wynosi 20 cm. Wyobraźmy sobie, że jedziemy rowerem. Tam tez koryguje się kierunek minimalnymi ruchami. A jeśli kierownica wymaga 20-centymetrowych ruchów, to najczęściej jest już za późno na ratunek i walimy się na pysk. Z glajtem jest podobnie, Przy kilkunastocentymetrowej różnicy czeka nas tylko efektowny slalom zakończony na jakiejś przeszkodzie.
Jeśli jednak jakimś cudem udało nam się utrzymać skrzydło nad głowa, to efektem takiego panicznego startu jest brak trzymania kierunku. Lecimy tam gdzie chciał glat, a on bywa złośliwy. Pól biedy, jeśli jest to startowisko odporne na głupotę i 20 czy 30 st w te czy wewte nie rzutuje, ale znam takich którzy pełnym pędem przeczochrali się przez kaktusy.

Jeśli nie umiesz startować mając pełną kontrolę nad sytuacją, to znaczy że nie umiesz latać (niezależnie ile masz licencji i godzin nalotu). Trzeba się naumieć. Najlepiej przez trening groundhandlingu, czyli parę godzin ćwiczeń naziemnych od kontrola kogoś kumatego. Nie musi to być instruktor (większości instruktorów też przydałoby się doszkolenie w tym zakresie). Kiedy będziemy czuli, że to my rządzimy a nie glajt, możemy udać się na startowisko.

I to by bylo na tyle.

Uriuk
źródło: Uriuk

Facebook Auto Publish Powered By : XYZScripts.com